poniedziałek, 28 listopada 2016

Wartości i ich ważność

Do tego posta natchnęła mnie w sumie rozmowa z moją przyjaciółką. Wartość. Co to tak na prawdę jest. Dla jednych wartością jest to dla drugich tamto. Dla nie których jedna rzecz, sytuacja, czy osoba jest ważniejsza podczas gdy dla innych nie jest wcale aż tak ważna.  Jednak niekiedy są wartości, które dla każdego byly, są lub będą ważne. Wartości emocjonalne. I tutaj znowu są rozgałęzienia, ponieważ emocje mają bardzo szeroki zakres pojęć. Spróbuje to podać pod pewnym przykładem. Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. I na tym przykładzie będę bazować. Dla większości to czas radości, spotkań z rodziną, wspólne rozmowy, życzenia świąteczne. I to dla nich jest bardzo wartościowe. Inni wolą spędzać czas z najbliższymi poza rodziną. Z przyjaciółmi, ukochaną osobą, ze znajomymi. Dla nich z kolei to jest ważniejsze. Ale są też osoby które nie mają ani tych, ani tych wartości. Są to zazwyczaj osoby samotne lub zranione. I wbrew pozorów, jak powiedziałem wcześniej, oni to doceniają jeszcze bardziej. Wiedzą jaki brak jest tego, że nie mają kogoś bliskiego przy sobie z kim mogli by podzielić radość świąt. Wtedy zaczynają tęsknić nawet za tym, że nie są już małymi dziećmi, dla których największą wartość miały prezenty. Na prostym przykładzie jednego elementu który każdy znamy widać zróżnicowanie. A co jeżeli wziąć by pod uwagę codzienne życie? Tam jest największe zróżnicowanie wartości. Doceniajmy je u każdego, nawet jeżeli dla nas nie mają aż takiej wagi, bo dla kogoś mogą być one najważniejsze.

czwartek, 21 stycznia 2016

"Skąd wiesz, że to właśnie ta?"

Wiele osób mimo mojej sytuacji zadaje mi jedno pytanie. Skąd wiem, że to właśnie ta? Po prostu wiem. Tego nie da się opisać. Po prostu to czujesz w środku, w sobie. Nie liczy się dla Ciebie nic innego. Jesteś w stanie zrobić wszystko dla tej osoby niezależnie od wszystkiego. A co jeśli to nie ma sensu? Miłość zawsze ma sens, jeżeli jest szczera i prawdziwa i nic nie moze się jej przeciwstawic. Jest dużo przeciwstawień, dużo kłód rzucanych pod miłość. Ale jeżeli po prostu wiesz, że jest prawdziwa, nawet jeżeli tylko w tobie, to nie potrafi ją nic zdławić. Wiele osób powie ci, że to "gów** prawda" i że wcale tak nie jest. Ale Ty tylko przytakniesz i tak wiedząc i czując swoje. Dlaczego? Bo "rozum" zawsze podda się "sercu". Nie ważne jak bardzo będzie się stawiał. Wtedy następuje "rozerwanie wewnętrzne" albo jak to kiedyś w jednej z piosenek napisałem zaczyna się "wewnętrzna walka". Co inni na to? To co zawsze: "czas leczy rany", "minie ci, potrzebujesz czasu", "wystarczy tak na prawdę chcieć". Ale prawda jest inna. Zwykłe zauroczenie owszem minie z czasem, krótszym albo dłuższym. Ale jeżeli się kocha, to powinno się kochać na zawsze. Przynajmniej takie jest moje odczucie w tym temacie. Niestety czasy się zmieniają. Miłość staje się czymś ulotnym. Czymś chwilowym. Pozostaną tylko tradycjonaliści, dla których miłość jest czymś naprawdę ważnym. Na zakończenie chciałbym zacytować fragment z jednego z obrazków z internetu, który idealnie sumuje moje poglądy.

"Spytano parę staruszków, jak wytrzymali ze sobą 50 lat. Odpowiedzieli:
            'Bo widzi Pan, urodziliśmy się w czasach, kiedy jak coś się psuło to się to naprawiało, a nie wyrzucało do kosza.' "

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Gdy jest się "wyssanym"

Dosyć ciężki temat, który ciężko jest zrozumieć nawet osobie, która w takim stanie się znajduje. Jest to takie coś, że chce się wykrzyczeć co siedzi w tobie, ale samemu się nie wie co tak na prawdę chce się wykrzyczeć. Jest się tak jakby zawieszonym w powietrzu. Za takim uczuciem idzie bezsilność. Połączenie tego jest okropnym uczuciem. Chce się zmienić pewne rzeczy, żeby wyjść do stanu spokojnego życia, ale takie 'wyssanie' bardzo utrudnia wyjście z tego miejsca. Szuka się rozwiązania, po czym po chwili, człowiek zaczyna mieć do wątpliwości czy dane rozwiązanie jest dobre. W pewnym momencie, następuje takie przełamanie (albo można to określić dramatyczna próba ratunku), gdzie próbuje się różnych rozwiązań, jednak okazują się być złe. Wtedy rodzi pewna odmiana bezsilności, którą można właśnie delikatnie podciągnąć pod to ''wyssanie". Zastanawianie się: jak wyjść z tego punktu? Jak znaleźć rozwiązanie by było dobrze? itp. Pytań w głowie rodzi się pełno. Najgorzej to zacząć szukać odpowiedzi na każde z tych pytań, gdyż zaczynamy się zagłębiać coraz bardziej w ten stan. Nie mogę powiedzieć, że jest źle odpowiadać na te pytania i nie mówię by na nie nie odpowiadać. Mam na myśli, że trzeba ograniczyć się do najbardziej podstawowych pytań i nie szukać odpowiedzi na pytania, które od nich się wyłonią. Jednak trzeba być przygotowanym, że jeżeli chcemy wyjść z tego stanu, będziemy musieli dokonać wielu zmian w sobie, niektórych łatwych, niektórych bardzo trudnych, jednak musimy do nich dążyć. Grunt to znaleźć te zmiany, jednak od tego właśnie służę same te podstawowe pytania. Dalsze też nas mogą zmienić, ale najczęściej nie w tą stronę, będziemy chcieli i zmienimy się na jeszcze gorsze. Jeżeli sprawa dotyczy drugiej osoby, która jest dla nas bardzo ważna (a nawet najważniejsza), to ważne jest, żeby mimo tych trudności, zacząć rozmawiać z tą osobą. Sam przyznam się, że nie umiałem, To jest bardzo ciężko. Czasami to właśnie "wyssanie" blokuje nas, Chcielibyśmy się wygadać, powiedzieć co się dzieję, ale sami nie wiemy co powiedzieć. Czyli jest ta sytuacja, o której mówiłem na początku. Wisimy w powietrzu. Jednak musimy się przełamać. Nie raz potrzeba do tego bardzo ciężkiego impulsu, jak jakieś wydarzenie czy kłótnia. Ale to nam pokazuje, że jest to wyjście z sytuacji. W tym momencie wsparcie drugiej osoby jest potrzebne. Po trochu zaczynamy się tak jakby odradzać. Jednak to jest bardzo długa droga. Całości tej odmiany bezsilności pozbędziemy się, gdy dokonamy w sobie zmian, ciężkich zmian.

środa, 21 stycznia 2015

Samopoczucie, a sytuacja życiowa

Witam wszystkich.

Ostatnio doświadczyłem czegoś zupełnie nowego. Wzajemnej miłości. Powiem wam, że jest to uczucie mi bardzo obce i nieznane, gdyż nie miałem okazji go wcześniej poznać. Cały czas smutek, żal, załamanie i inne emocje w tym stanie. I teraz jestem szczęśliwy. Tylko zauważyłem jedna anomalię. Jestem szczęśliwy, gdy druga osoba jest przy mnie. Lecz gdy jestem sam w domu, w swoim pokoju, ogarnia mnie pewien smutek i znowu ten sam żal co kiedyś. Nie umiem tego opisać to jest coś ciężkiego. Zastanawia mnie jakby inni sobie z tym poradzili. Człowiek w takim stanie nie jest w stanie pogodzić się sam ze sobą, bo jest szczęśliwy, ale mu smutno. Wedle logiki nie powinno istnieć takie zjawisko, ale to przecież tylko ludzki charakter, który zbudowany jest w taki sposób, że nie ma żadnego sposobu by spróbować zrozumieć mechanizm na jakim jest on oparty. Jedni twierdzą, że kogoś rozumieją. Wbrew pozorów nie da się nikogo zrozumieć, a nawet można pokusić się o stwierdzenie, że nie potrafimy zrozumieć samych siebie. Kwestia czy to czego potrzebujemy dostaniemy od życia i zapomnimy o przeszłości, czy to przeszłość będzie kształtować to co dostaniemy. W moim przypadku sam nie wiem jak jest. Zauważyłem jednak jedno, tak u mnie jak i u innych. Nikt nie potrafi w pełni zapomnieć o przeszłości. Każdy do niej wraca. Pytanie dlaczego? Bo tam każdy ma swoje doświadczenia. Ja swoje doświadczenie, przynajmniej częściowo, staram się przekazać tutaj. Nie jestem w stanie często tego opisać słowami. Inni ludzie zaś wolą swoje doświadczenie trzymać wewnątrz sobie nie okazując go światu. Przy takich osobach jesteśmy w stanie poznać ich tylko w takim stanie jakim są już po doświadczeniach, nie dowiemy się jacy byli, co przeszli. Spójrzmy na powiedzenie: "Pieniądze szczęścia nie dają.". Jest ono wbrew pozorów pozornie błędne, bo spróbujmy w dzisiejszych czasach żyć bez pieniędzy. Teoretycznie się nie da. W praktyce wygląda to inaczej. Część osób uważają, że pieniądze są potrzebne i dopiero z nimi odczuwają inne emocje. Inni zaś wolą odczuwać emocje wpierw, a pieniądze żeby były tylko skromnym dodatkiem. W takim razie, czy można powiedzieć, że człowiek szczęśliwy jest smutny? Albo czy człowiek smutny jest człowiekiem szczęśliwym? Po części taki jest. Sporo ludzi szczęśliwych szuka dziury w całym, co prowadzi ich do smutku mimo, że świat dookoła nich daje im szczęście. Drudzy zaś niektórzy mimo tego, że ich życie nie jest najlepsze są szczęśliwy. Dlaczego? Bo mają już inne wartości. Są też tacy, którzy w ogóle odpowiedzą na moje pytania nie i również będą mieli rację. Kwestia emocji jest bardzo sporną kwestią. Czy da się ją rozwiązać? Moim zdaniem nie. Emocje są indywidualne. Nie ma dwóch takich samych, a każde z nich oparte jest na różnych doświadczeniach. Dzięki temu, gdy szukamy osoby bliskiej naszemu sercu, szukamy kogoś kto nas uzupełni emocjonalnie i wywoła w nas to czego nam brakuje. Wracając do samego początku. Co zrobić, kiedy mimo wszystko coś nas trapi? Teoretycznie to trzeba się zmienić. W praktyce jest inaczej, bo zmienić się nie jest łatwo. Za to można robić coś co daje nam szczęście i chwile zapomnienia od całego świata. W moim przypadku jest spotkanie z osobą, którą kocham nad życie.

wtorek, 23 grudnia 2014

Tęsknota

Często odczuwamy w sobie, jakby coś nam brakowało. Czegoś co dawało radość szczęście. Nazywamy to tęsknotą. Jest to uczucie, które boli i to czasami bardzo. Nie daje się z nim wytrzymać i chce się, aby już znikło. Dla mnie i niektórych innych osób tęsknota jest czymś gorszym i codziennym. Dlaczego? Bo tęsknimy za tym co nie wróci. Bo jakby nie patrzeć, aby przestać za kimś lub za czymś tęsknić musimy to mieć blisko siebie. Są jednak osoby, które chociażby bardzo chciały nie mają do czego wracać. Starają się zgasić w różne inne, czasami głupie sposoby to uczucie. Tak jak do rzeczy jest wstanie się przestać tęsknić, tak z osobami już jest sporo gorzej, a zwłaszcza, gdy kogoś kochamy. Może moja wypowiedź jest nie spójna, bo jak to ktoś nie wróci skoro go kochamy. Normalnie. Czasami tak się kończy, że znajomość się kończy i najprawdopodobniej już nigdy nie będzie tak samo. Wtedy człowiek nie potrafi zrozumieć co się dzieje z jego ciałem, umysłem, uczuciami. Następuje chaos. Chce się zrobić niekiedy nawet wszystko, żeby odzyskać utęsknioną osobę lub rzecz. Rodzą się wtedy pytania. "Czy warto?", "Jakby to było, gdyby...". Człowiek kładzie się do łóżka i doznaje takiego uderzenia w emocje. Nie może spać tylko rozmyśla.

"Jest tak samo, może tylko trochę smutno
I nie mówisz "dobranoc" i nie mogę przez to usnąć
I może trochę pusto, i znowu jest to rano
i znowu uwierzyć trudno, że marzenia się spełniają" ~ HuczuHucz - "Gdyby nie to"

Gdy widzi człowiek jakiekolwiek pamiątki, czy miejsca, które przypominają mu wspomnienia za tym co utęsknione, ogląda się zdjęcia, czyta wiadomości, ogląda filmy. Wszystko co wtedy będzie ukazywało to, za czym tęsknimy. Ale czy jesteśmy pewni, że tego właśnie potrzebujemy? Czy to nas by napędziło od nowa? Tutaj znowu można by rozwijać kolejną myśl. Idąc po przykładzie ludzi, jeżeli jednak ta osoba wróci czy na pewno zniknie tęsknota? Otóż nie zawsze. Czasami mimo, że sama osoba by wróciła to tęsknota będzie, ale za tym co kiedyś łączyło nas z tą osobą i wasz stosunek z "kiedyś". To jest najgorsze bo tego za nic się nie da naprawić już. Zostaje tylko jakoś iść do przodu i oszukiwać się, że kiedyś będzie lepiej.



Moi drodzy.
Normalnie jest to dla mnie sztuczne jak lalka Barbie, ale tradycja wymaga, więc:
Chciałbym złożyć wam wszystkiego najlepszego z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, aby chociaż Wasze marzenia się spełniły i by na waszych ustach gościł uśmiech oraz najważniejsze czyli zdrowia, trafnych wyborów i aby Wasze siły nigdy nie opadły.

wtorek, 9 grudnia 2014

Samotność i pustka...

Zauważyłem, że piszę tutaj tylko pod wpływem emocji, żeby chociaż trochę obniżyć ich poziom. Aktualnie ogarnęła mnie pustka i samotność. Dwie rzeczy, których zawsze się bałem i boję. Z dnia na dzień nie jest lepiej. Czuje wewnątrz siebie pewną znieczulicę. Często zadaję sobie pytanie: "Co ja teraz czuję?" Szczerze, nie umiem udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Czuję pewną pustkę, która jest jednocześnie chaosem bólu, zdenerwowania, bezsilności, udawanego szczęścia, a przede wszystkim miłości - nieszczęśliwej. Jest to okropne. Człowiek wtedy udaje prawie perfekcyjnie kogoś, kim tak na prawdę nie jest. W moim przypadku obrywają za to wszystko również moi przyjaciele. Po prostu uczucie, jak te, które ogarnia człowieka w całości odwraca go od wszystkich w około. Najlepiej wtedy człowiek czuje się w samotności, choć i to jest okropne. Rodzi się przy tym w mojej głowie kolejne pytanie. Mianowicie: "Co dalej mam robić ze swoim życiem?". Wiele osób mówi: "teraz będzie tylko lepiej", "nie przejmuj się tym wszystkim, trafi się ktoś lepszy", "baw się, nie zwracaj teraz uwagi na nic, zapomnij". Problem w tym, że każdemu przytakuję. Ale dusza mimo wszystko nie pozwala mi na takie zachowanie. Wbrew pozorów "coś" w co dało się całego siebie, nie będzie łatwo chciało mnie opuścić. Co w takim wypadku? Oto właśnie chodzi, że nie wiem. Boje się każdego następnego dnia, ale jednocześnie go nie chcę, bo wiem, że czegoś w nim będzie brakowało tak bardzo, że nie będę wewnątrz potrafił sobie z tym poradzić. Najgorsze są wieczory przed snem. Wtedy patrzę w sufit, wszystkie wspomnienia przelatują przed oczami, ciśnienie i puls skaczą niemiłosiernie i ogarnia bezsenność. Nie wstydzę się łez. Jest to odruch bezwarunkowy. Rano jest strach. "Czy obudzę się w innym miejscu, gdzie jest lepiej?". "Czy to wszystko minęło?". Otwieram oczy, rozglądam się i zaczynam myśleć planować jak przeżyć kolejny kijowy dzień.

Jak to usłyszałem w piosence:

"ludzie mają w sobie klucze i tajemne zamki
każdy związek otwiera w nas nowe klamki
więc te zmiany to nauczek wartościowe ułamki
żadne pieniądze nie kupią Ci twej lustrzanki"

Nie wiem czemu, ale słuchając tej zwrotki mam wrażenie, że mój zamek nie jest uniwersalny i już czyjś klucz do mojego zamka pasował. A nawet jestem tego pewny. Nauczyła mnie ta osoba pewnych wartości. Niestety i one odeszły. No cóż. Nic nie można zrobić. Przynajmniej ja już nie mogłem. Niemoc. 

czwartek, 20 listopada 2014

Zmiany

Jakby na ten świat nie patrzeć, pod jaką perspektywą, z której chce się strony to tak czy siak wszystko się zmienia. Ma to swoje plusy i minusy. Jedni ze zmian się cieszą, drudzy ich unikają. Każdy to ocenia to na swój własny sposób. Oczywiście logiczne jest to, że najlepszą są te zmiany, które chcemy lub pragniemy. Dają nam satysfakcję, bądź radość. Lecz co ze zmianami na które nie czekaliśmy albo których nie chcieliśmy? Jeżeli nastąpiły one w pełni to raczej nie mamy nic do gadania i musimy im się poddać, bo nie uda nam się za nic wrócić do tego co było przed tymi zmianami. Jednak jeżeli jeszcze nie są w pełni dokonane to czujemy sie jakbysmy byli wyrwani ze swojego dotychczasowego zycia i zostali wrzuceni gdzies gdzie nie potrafimy sie odnalesc. chcemy z tym walczyc ale nie zawsze sie da. chcemy sie z tego wyrwac, mamy ochote krzyczec, czasem nawet kogos pobic. W sumie uczucie w tym stanie jest bardzo podobne do uczuć przy pełnym dokonaniu się niechcianych zmian. Tylko podobne i to na pierwszy rzut oka. Bo gdyby się zagłębić w to dalej to uczucie jest najgorsze od wszystkich jakie są. Chcemy wywołać zmianę na siłę. Zmianę, która nas z tego wyciągnie i jednoczenie nam pomoże, lecz jest ona również zmianą dla stanu naturalnego. I tutaj rodzi się kolejne pytanie. Dlaczego nie wrócić do stanu naturalnego, pierwotnego? Otóż, skoro jesteśmy w tym stanie "półzmian" to coś nas do tego musiało skłonić. Omówię na przykładzie pewnej osoby, a dokładnie uczuć tej osoby. Jest to chłopak. Zakochał się on w dziewczynie, która niestety, ale bardzo go szanuje i lubi, ale jest dla niej tylko przyjacielem. I co teraz? Chłopak nie chciał takiej zmiany jednak ona nie przeszła w pełni. Ani jej nie potrafi porzucić, ani ona jego pokochać. Czyli siedzi w tym stanie "półzmiany". Zmienić się do stanu pierwotnego nie może, gdyż nie może przestać jej kochać. Co w takim razie mu zostaje? Kolejna niechciana przymusowa zmiana. Na tym przypadku jest to pogodzenie się z tym, że jest przyjacielem kochając ją cały czas. Na tym przykładzie chciałem pokazać, że stan ten jest okropny. Czyli jak ogólnie ocenić zmiany? Są one dobre? Czy złe? A może po prostu zwyczajnie ich się boimy lub oczekujemy w niecierpliwości? Nie można określić ogólnie tego tematu. Jest on bardzo indywidualny. Każdy powinien zadać sobie te pytania i zastanowić się nad tym samemu. Ja osobiście jestem neutralny do zmian. Powinny być, lecz nie powinien być ich nadmiar.

Szczególnie podziękowania dla Ani za wspólne rozmyślanie.